Księgarze i pisarze przed sądem
Jak pisze Roman Taborski w swojej pełnej świetnych anegdot książce Życie literackie młodopolskiej Warszawy:
W warszawskim środowisku literackim zrodziło się podejrzenie, że niektórzy wydawcy w celu zwiększenia dochodów nadbijają znaczną liczbę egzemplarzy wydawanych książek i sprzedają je wyłącznie na swój rachunek. Wobec tego Żeromski, ażeby sprawdzić, ile naprawdę egzemplarzy jego książek jest wypuszczanych na rynek księgarski, opatrzył cały nakład wydanej w połowie 1908 roku Dumy o hetmanie zaprojektowanym przez Edwarda Okunia specjalnym ekslibrisem, z numerem porządkowym i podpisem autorskim.
Zacząłem więc poszukiwania pierwszego wydania Dumy o hetmanie. Ciekawy byłem nie tylko ilustracji do całej anegdoty, ale i — ekslibrisu pióra Okunia, jednego z najbardziej utalentowanych młodopolskich rysowników i malarzy, autora głośnych ilustracji do “Chimery” Miriama.
Tym większe było moje zdziwienie, gdy w drugim jeszcze wydaniu udostępnionym przez Polonę natrafiłem na rzeczony ekslibris z parafką samego Żeromskiego:
Lorentowicz na prośbę Żeromskiego zamieścił w “Nowej Gazecie” krótki artykuł, w którym wyjaśnił i uzasadnił postępowanie pisarza:
W wydawnictwie tym autor wprowadza w nasze stosunki księgarskie pożądany od dawna zwyczaj kontrolowania ilości odbitych przez wydawcę egzemplarzy. Jak wiadomo, dotychczas układ autora polskiego z wydawcą polegał na tym, że autor musiał bezgranicznie ufać wydawcy. Zaufanie to prowadziło do rezultatów bardzo znamiennych: wydawca zobowiązywał się np. w umowie odbić 2000 egzemplarzy nabytego utworu, a po kilku latach sprzedaży rewizja urzędowa znajdowała w jego składach 29 000 egzemplarzy tej samej książki!
W odpowiedzi na ten artykuł przedstawiciele czternastu warszawskich firm wydawniczych nadesłali do “Nowej Gazety” zbiorowy protest […].
Awantura zatoczyła dość szerokie kręgi, powstała podpisana przez aż 194 pisarzy Deklaracja autorów, w której domagano się m.in. wprowadzenia “zamiast wymaganego przez księgarzy jednostronnego zaufania, wyraźnego i jasnego zobowiązania obustronnego” — czyli, innymi słowy, ludzkiego traktowania ludzi pióra.
Tymczasem zarząd Związku Księgarzy Polskich zażądał od Lorentowicza przedstawienia konkretnych dowodów nadbijania egzemplarzy i skierował całą sprawę do rozpatrzenia przez sąd honorowy. Lorentowicz przedstawił sądowi świadectwa złożone przez Żeromskiego i innych pisarzy, dotyczące nieuczciwego — ich zdaniem — postępowania wydawców. Sąd rozpatrywał sprawę bardzo długo i dopiero 22 kwietnia 1910 roku ogłosił wyrok, w którym czytamy:
1) że Lorentowicz był uprawniony do podniesienia w prasie kwestii ochrony praw autorskich i, omawiając je w swoim artykule, nie kierował się żadnymi względami prywatnymi, lecz miał na celu sprawę publiczną;
2) że Lorentowicz nie miał prawa, bez należytego sprawdzenia i stwierdzenia autentyczności, powołać się na fakt w rzeczywistości nie istniejący w tej postaci, w jakiej go przedstawił w swym artykule;
3) że gdyby nawet fakt ten był prawdziwy, to Lorentowicz nie miał prawa rozszerzać oskarżenia na wszystkich wydawców polskich.
12 X 2013 #Stefan Zeromski #Roman Taborski #Edward Okun #Jan Lorentowicz